Riposta do odpowiedzi Piotra Napierały na moje wnioski z dość pobieżnej lektury jego książki
Wiedza naukowa jest wiedzą uporządkowaną według określonych kryteriów zgodnie z metodologią obowiązującą w danej dyscyplinie badawczej. Jeszcze raz powtórzę: WIEDZĄ UPORZĄDKOWANĄ. Tymczasem w publikacji Piotra Napierały mamy do czynienia raczej z chaosem. Publikacja Napierały jako ,,popularyzatorska” synteza wiedzy o historii Polski nie przedstawia tak naprawdę żadnego nowego sposobu patrzenia na historię. Ściśle chronologiczna, przyjęta przez autora narracja pojawiała się w przeszłości w niektórych kronikach (rocznikach) oraz we współczesnych tablicach chronologicznych układanych na potrzeby szkół podstawowych i ponadpodstawowych (ale Napierała w jejstosowaniu nie jest konsekwentny i na podstawie swoich skojarzeń robi wycieczki do innych epok niż w danym momencie opisywane w najdziwniejszych momentach). W normalnych publikacjach naukowych i popularnonaukowych coś, co Napierała próbował udowodnić stosując dziwaczny nieporządek zaznacza się po prostu zdaniem w stylu: ,,władca nie mógł zając się tą sprawą, ponieważ miał wtedy inne problemy [i tutaj więcej o tych problemach]”.
Oczywiście, autor może się bronić
argumentem o swoim prawie do układania treści według swego pomysłu, ale rzeczą należącą
do recenzenta jest stwierdzenie, czy ów układ treści jest adekwatny i odpowiada
ambitnemu zamierzeniu jakim jest ,,demitologizacja” historii Polski.
Właśnie! ,,Historii Polski”! Książka
ma w tytule ,,Historia Polski bez mitów”, a nie ,,Gawędy o historii Polski”. Z
tego powodu czytelnik zasługuje na zaprezentowanie mu najważniejszych aspektów
działalności różnych znaczących dla tej historii instytucji (oczywiście, najważniejszych w świetle badań
naukowców zajmujących się poszczególnymi dziedzinami szczegółowymi, a nie
samego popularyzatora) wobec czego przywoływanie potępiania przez papiestwo powstań
oraz kontrowersyjnej sprawy księdza Ściegiennego przy jednoczesnym pomijaniu
innych aspektów ówczesnej działalności Kościoła jest po prostu historycznym
przekłamaniem. Skoro nie ma niczego o XIX-wiecznych księżach-społecznikach, to
może na przykład coś o tym, jak wspominany jedynie jako obrońca któregoś z
biskupów-targowiczan nuncjusz apostolski Lorenzo Litta podczas oblężenia Warszawy (skądinąd
współdziałając z ambasadorem brytyjskim) wymógł na Suworowie zaprzestanie rzezi
Pragi (zob. np. N. Davies, Boże igrzysko)? Przepłynięcie przez dwóch dyplomatów
Wisły i ich prośby są faktem historycznym, natomiast mające miejsce w ramach
działalności Napierały powtarzanie: ,,Kościół zawsze był paskudną instytucją”,
albo ,,Polacy byli w swych dziejach pogardzani” nie jest stwierdzeniem faktu, a
jedynie opinią raczej w stylu gimboateisty i ojkofoba niż poważnego
popularyzatora wiedzy za jakiego chce uchodzić Napierała.
Piotr Napierała w sposób bardzo
nieudolny odnosi się do moich zarzutów, stwierdza na przykład, że nie wie, czy
naziści promowali tezę o Ilirach w Biskupinie. O ile się nie mylę to oni ją
nawet stworzyli. Wprawdzie wziąłem tę
informację z posiadającego adekwatną bibliografię przy jednoczesnym braku
przypisów tekstu na ,,Ciekawostkach Historycznych”, ale czy jest to gorsze
źródło wiedzy i przemyśleń niż cytowany przez Napierałę blog o nazwie ,,Pis.da”
pisany przez Tomasza Piątka?
Prawda jest taka, że rozsądny
popularyzator wiedzy naukowej nie dość, że nie opierałby narracji na blogach
politycznych, to na dodatek stwierdziłby, iż pochodzenia etnicznego mieszkańców
Biskupina przy obecnym stanie wiedzy nie da się ustalić. Człowiek posiadający
stopień naukowy nie powinien bać się mówić: ,,nie wiem”, bo inaczej szybko
skompromituje zarówno siebie, jak i swój stopień (bo wbrew powszechnemu
mniemaniu doktorat w obecnym stanie prawnym jest stopniem naukowym, a nie
tytułem).
Z kolei sprawa z Indeksem jest
prosta. Podobno od V wieku istniały różne spisy książek zalecanych i
niezalecanych przez Kościół, jednak pierwsze wydanie tego konkretnego Indeksu
Ksiąg Zakazanych, na którym znalazła się praca Kopernika miało miejsce w 1559
roku. Napierała natomiast w swej polemice podaje przypadkowo przeczytaną datę
1542, czyli powołanie do życia Świętego Oficjum, nieinteresującego się
początkowo napisaną przez Kopernika publikacją, która przez 70 lat była
dystrybuowana bez przeszkód (nie licząc sprzeciwu Marcina Lutra wynikającego z rzekomej sprzeczności heliocentryzmu z Biblią).
Nie wiem również po co Napierała
siedząc przed komputerem dywaguje ,,nie wiem, czy w ogóle pisałem o Hypatii”.
Przecież siedział przed komputerem! Mógł włączyć e-book’a (albo ostatnią kopię
roboczą) swojej książki i w ciągu dosłownie 20 sekund to sprawdzić. Zamiast
tego wolał dywagować o rzekomej złej woli recenzenta, bo przecież może jakiś
naiwniak mu uwierzy, że nieomylny ,,popularyzator nauki” jest obiektem jakiegoś
ataku personalnego. Otóż nie, doktor Napierała obecnie jest obiektem jedynie
zasłużonych krytyk ze strony rozczarowanych czytelników. Z kolei jak ta sprawa
wyglądała w przeszłości - nie wiem, a gdy nie wiem, to się nie wypowiadam w
przeciwieństwie do Napierały.
Może jednak Napierała obawiał
się, że nie pamięta w jaki sposób zapisał imię Hypatii, ponieważ w zakresie
pisowni imion i nazwisk mamy w książce istną niekonsekwencję, i z tego wynikała
moja uwaga odnośnie pisowni nazwiska Mikołaja Kopernika, ponieważ jest rzeczą
oczywistą, że każdy może sobie pisać nazwisko posiadające wiele oboczności w
taki sposób, jak mu się podoba, ale należy być w tym aspekcie konsekwentnym.
Przyjąć jedną wersję i się jej trzymać. W publikacji Napierały mamy natomiast
trzy wersje na jednej stronie.
Jednocześnie, stwierdźmy to
jasno. Napierała w znacznym stopniu ,,popularyzuje” wiedzę historyczną na
podstawie publikacji o charakterze bardziej popularnym niż naukowym. Najczęściej
cytowanymi przez niego pracami są bowiem międzyepokowe przeglądy o charakterze
popularnym, np. ,,Zabić króla” autorstwa Andrzeja Zielińskiego (25 razy plus co
najmniej kilkukrotnie jako ibidem; jedyna publikacja podawana w przypisach
między stroną 16 a 20) oraz wątpliwej jakości publikacje krytykowane przez
badaczy zajmujących się poruszanymi w nich zagadnieniami, np. ,,Ludowa historia
Polski” Andrzeja Leszczyńskiego (67 razy plus co najmniej kilkukrotnie jako
ibidem).
W przypadku książki co najmniej
przeciętnej czepianie się bibliografii byłoby czymś nieadekwatnym, ale tutaj
mamy do czynienia z książką niesamowicie słabą, której autor na dodatek nie
dostrzega mankamentów innych niż literówki, podczas gdy w rzeczywistości jego
publikacja łączy w sobie wszystkie błędy, które piętnowane są podczas
propedeutycznych przedmiotów w trakcie studiów licencjackich (typu różnego
rodzaju ,,podstawy edytorstwa”, czy ,,warsztaty z pisania tekstu naukowego”).
Fakt pośpiechu wcale nie usprawiedliwia Napierały, ponieważ w rzeczywistości
nie goniły go żadne terminy. Publikacja popularnonaukowa to przecież nie praca
licencjacka, czy magisterska, która musi być oddana przed końcem roku
akademickiego. Można ją poprawiać i ulepszać przez dowolną ilość czasu przed
przystąpieniem do procesu wydawniczego.
Być może w wyniku zauważonego
cytowania słabych publikacji, obszerne fragmenty (a być może nawet co drugi akapit) publikacji Napierały są
przepełnione błędami, których w praktyce nie da się wyliczyć z powodu, iż nie
mam tu na myśli niewielkich pomyłek w datach, o których wspominają inni
recenzenci. Największe błędy Napierały są wielopoziomowe, np:
,,Gdy Bezprym wysłał Rychezę z
koroną Chrobrego do Niemiec (Rycheza była Niemką i nigdy nie nauczyła się
języka polskiego), bowiem wystarczał mu zupełnie tytuł książęcy, nie wiedziała,
że ma spłodzonego na Rusi syna Romana. Rychezie nie zależało na królewskim
statusie Polski ze względów praktycznych. U Bezpryma dochodziły względy
ideologiczne […] Możliwe, że gdyby Bezprym panował jeszcze parę lat, Polska
stałaby się krajem prawosławnym, dlatego katoliccy urzędnicy i historycy woleli
o nim zapomnieć” (s. 19).
Przede wszystkim przypisywanie syna o imieniu Roman rzekomo pochodzącemu z Piastów, niejakiemu Ottonowi-Bezprymowi to teza wynikająca z błędnej interpretacji fragmentu Kroniki Wielkopolskiej zdementowana przez Oswalda
Balzera i we współczesnej poważniejszej historiografii nie przywoływana nawet
jako ciekawostka (O. Balzer, Genealogia Piastów, Kraków 1895, s. 63).
Ponadto: Czy historycy woleli
zapomnieć o Bezprymie z powodu faworyzowania przez niego Chrześcijaństwa
wschodniego? Nie mamy żadnych poważnych argumentów za twierdzeniem, że tak w
istocie było. W kontekście traktowania dawnych kronik jako źródła wiedzy o
wielkości dynastii panujących problematyczny był raczej sposób w jaki Bezprym zdobył
władzę, tzn. we współdziałaniu z wrogami Polski. Wykazanie, że przez jakiś czas
panował człowiek, który w istocie był zdrajcą, nie miał żadnych szczególnych
osiągnięć i na dodatek pochodził z prawowitej dynastii Piastów nie byłoby zbyt
budujące, a przecież pomijający Bezpryma Gall Anonim pisał na zlecenie
Bolesława Krzywoustego a zatem Piasta i ku chwale tejże dynastii. O ideologicznych
(raczej ideowych) motywach poczynań Bezpryma możemy jedynie snuć domysły, ale
to już domena historii alternatywnej, a nie naukowej.
W podobny sposób można odrzucić twierdzenia zawarte chyba nawet średnio w co drugim akapicie książki Napierały, który twierdzi, że wielkim osiągnięciem jest napisanie 544
stron książki. Nie zgodzę się z nim. Sztuką jest napisać 544 strony dobrej
książki. Szybkie pisanie ogromnych tomiszczy nie posiadających większej
wartości poznawczej należałoby uznać raczej za formę grafomanii (rozumianej
rzecz jasna w sposób potoczny, a nie medyczny, podobnie jak mity w publikacji
Napierały).
Podsumowanie powinienem przepisać
z poprzedniej recenzji, jednak na zakończenie pozwolę sobie raczej stwierdzić -
gdybym wiedział, że trzygwiazdkowa recenzja wywoła wielki atak rozpaczy i wściekłości,
dałbym dwie gwiazdki. Ta trzecia była tylko na osłodę, by Napierała z większym
zrozumieniem przyjął moją krytykę i życzliwe uwagi. Chciałbym przy tym przeprosić za dużą liczbę
stwierdzeń dotyczących tego, o czym Napierała powinien napisać gdyby
rzeczywiście dążył do stworzenia obiektywnej syntezy dziejów Polski, ale chciałem
aby przy okazji czytania na temat niezwykle słabej książki, czytelnik miał
okazję dowiedzieć się także o czymś pożyteczniejszym niż wiedza o niektórych
mankamentach publikacji, która w obecnej formie nie powinna być wydana.
PS. Wspomniane przez Napierałę oddziaływanie niejakiego Tomasza Kajetana Węgierskiego jako myśliciela politycznego nie istniało, ponieważ był on poetą i czasami skandalistą, a nie myślicielem politycznym.
PS2. W jednym z komentarzy pod polemiką Napierały z recenzjami, użytkownik YouTube podpisujący się jako Herman Costeau słusznie stwierdza, że Zygmunt III Waza nie mógł być tercjarzem jezuitów, bo jezuici nigdy nie mieli trzeciego zakonu i ma rację. Pochodzącą z jakichś XIX-wiecznych opracowań informację o rzekomym tercjarstwie Zygmunta III Wazy dementowała na przykład Bożena Fabiani we wstępie do nowszego wydania książki ,,Życie codzienne na zamku królewskim w epoce Wazów" (z 1996 roku, s. 12). Mimo tego błędna informacja jest powielana przez Napierałę w jego publikacji i służy za ważny element narracji (s. 115).
Moja recenzja: https://lubimyczytac.pl/ksiazka/historia-polski-bez-mitow/opinia/75420294
Polemika Napierały: https://www.youtube.com/live/U7DWgaqkLJc?feature=share
Komentarze
Prześlij komentarz